Profil użytkownika brac
Przez zupełny przypadek i dzięki zaskakująco przydatnemu brakowi umiejętności Lucas tworzy Wagnera w kosmosie. Synteza opery i widowisk w stylu DeMille`a daje efekt bardzo dobry, aczkolwiek nie można pozbyć się wrażenia, że nie o taki odbiór filmu reżyserowi chodziło.
Najlepszy Kubrick, najlepszy Modine- fenomenalne formalnie ujęcie Wietnamu, z zaskakującą konstrukcją i doskonałą narracją. 13 000 problemów wojny, a na końcu Paint It Black.
Broken Jarmusch
Fenomenalna podróż bez Beatlesów.
Dezintegruje z przerażającą szybkością.
Jak działa wyobraźnia Antonisza?
Troszkę przypadkowe studium przypadku.
Jodorowsky: Wizjoner czy szaman?
Sabatini na ekranie nie traci, dzięki Flynnowi, nic. Wielkie kino lat 30tych w najlepszym wydaniu. Tylko "My wicked, wicked ways" może zepsuć odbiór flynnowego Blooda.
Melodramat doskonały w tandecie, odtwarzacz dvd wręcz musi grać go jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze.
Bond bez Bonda ląduje na połce dla przeciętnych sensacji. Zmasakrowane dziedzictwo Flemminga i zapewne wielka smuta w niebieskim kinie Kałużyńskiego.
Cuaron o dojrzewaniu: niie tylko basenowa masturbacja.
Chrystus w hamburgerze.
Estetyczna uczta zalana testosteronem. Doskonały przykład na napompowaną pophistorię- czysta rozrywka w wydaniu najlepszym.
To nie Barry Lyndon. To nawet nie Targowisko Próżności.
Plastyka dziś zeszpecona przez zdjęcia profilowe na naszej-klasie. Ale, gdy pozbyć się wrazenia lenistwa twórców, wrazenia niezapomniane. Osobiście liczę, że SC położy grunt pod wielki renesans kinowego Chandlera.
Arriaga świetnie radzi sobie bez Inarritu, a Jones bez Forda.
Inarritu efektownie i gwiazdorsko dobija resztki nadziei, która ostała się po Detras del Dinero i Amores Perros.
Wbrew pozorom- efektowny i zabawny pretekst do niezbyt poważnych dyskusji o naturze czasu. Wkrótce zadżgany przez ohydną, fincherowską kontynuację.
Film,który na pewno nie zostałby dzisiaj okreslony "po prostu jako dobry" (michuk). Zachwyca perfekcyjnie prowadzona narracją, wzorcowo wręcz napisanym scenariuszem i niebanalną historią. Montaż i zdjęcia (Toland!) ciągle godne naśladowania.
Pytam: co z tego, że teraz w filmach sufity to standard?